Mam nieodparte wrażenie, że żyjemy w czasach walki o prawa różnych grup. Ktoś walczy o prawa kobiet, ktoś inny o prawa dzieci, czy samotnych ojców. Każdy patrzy na wycinek rzeczywistości przez okulary osoby z konkretnej, często specyficznej, grupy. A gdyby tak spojrzeć szerzej?
Tytułem wstępu
Homoseksualizm, czy też szerzej, nie heteroseksualizm, to nie jest choroba cywilizacyjna, która pojawiła się w ostatnich latach. To w ogóle nie jest choroba, ale o tym za moment. Od lat… Od wieków, ludzie przejawiali różnego rodzaju zainteresowania na płaszczyźnie seksualnej i nie tylko. Ale jakoś tak się złożyło, że łóżkowe historie innych ludzi elektryzują nas bardziej.
Mamy jako ludzie, różne potrzeby, różne charaktery i różne rzeczy nas kręcą. Wieki temu królowie czy panowie szlachta (że księży nie wspomnę) też lubili zabawić się z chłopcami… a na tym paleta „możliwości” się nie kończyła. To nie jest głęboka wiedza historyczna, to fakty, o których mówi się już raczej bez zdziwienia czy fałszywej pruderii. Zatem w jakiej pozycji (intelektualnej) stawiają się ludzie twierdzący, że orientacje nie hetero to wymysł znudzonej, lewackiej młodzieży z dużych miast? Jak płytką i powierzchowną wiedzą trzeba się legitymować, żeby głosić takie dyrdymały?!
O co walczyliśmy do tej pory?
Spójrzmy na wydarzenia z ostatnich dekad. Myślę, że to może pomóc „złapać” odpowiednią perspektywę.
Pierwszym przejawem myśli o ochronie prawnej najmłodszych, jaki udało mi się odnaleźć, był brytyjski Children Act z 1908 r. Na początku XX wieku, zakazanie zatrudniania małych dzieci w kopalniach, fabrykach i rolnictwie musiało budzić niemały opór (zwłaszcza wśród „kapitalistów”). A przecież i tak obeszło się całkiem łagodnie. W USA przedsiębiorcy, którym chciano odebrać „tanią siłę roboczą” rozpętali wojnę domową o utrzymanie niewolnictwa!
Wracając do dzieciaków – minęło raptem 100 lat, odkąd pierwszy raz komuś zaświtała myśl, że wykorzystywanie dzieci do pracy nie jest najlepszym pomysłem. Z dzisiejszej perspektywy to wręcz niewyobrażalne, ale nasi pradziadkowie jako dzieci mogli być posyłani do ciężkiej, fizycznej pracy!
Czy dziś ten temat wywołuje jakieś dyskusje? Czy ktoś się zastanawia, czy to był dobry pomysł? Nie!
W 1952 roku Zgromadzenie Ogólne ONZ przyjęło Konwencję o prawach politycznych kobiet. Jak podaje WIKI, największy opór państw członkowskich budził następujący zapis:
Kobiety są uprawnione na równych warunkach z mężczyznami, bez żadnej dyskryminacji, do piastowania urzędów publicznych i do wykonywania wszelkich funkcji publicznych, przewidzianych w ustawodawstwie krajowym.
Dziś ten zapis nikogo by nie zdziwił. Co więcej, myślę, że dziś większość uznałaby go za oczywistość. Niby dlaczego miałoby być inaczej?! Dziś jest zupełnie oczywiste, że „kobieta też człowiek”, ale jeszcze 60, 70 czy 100 lat temu…
Czy dziś ten temat wywołuje jakieś dyskusje? Czy ktoś się zastanawia, czy to był dobry pomysł? Nie!
Prawa osób nieheteroseksualnych to temat zupełnie świeży i pewnie jeszcze chwilę nam zajmie, nim zaakceptujemy ten rodzaj różnorodności oraz fakt, że w istocie rzeczy różnimy się nieznacznie. W końcu chodzi jedynie o upodobania na jednej z wielu płaszczyzn życia człowieka. Zarówno mężczyźni, jak i kobiety są nauczycielami, inżynierami, doradcami, sprzedawcami… Ci sami mężczyźni i kobiety bywają homoseksualni, biseksualni, wysocy, niscy, rudzi, niebieskoocy… Czy to wpływa na ich pracę i funkcjonowanie w społeczeństwie?
Czy dziś ten temat wywołuje jakieś dyskusje? Czy ktoś się zastanawia, czy to jest dobry pomysł? Niestety tak!
A na przyszłość…
Te 3 proste przykłady pokazują, jak trudno nam zrozumieć i zaakceptować odmienność i różnorodność. Nie wiem, czy to pozostałość ewolucyjna z czasów plemiennych, czy kwestia wychowania i przekazywanych wartości. Wiem natomiast, że wszyscy mamy w sobie mniejszy lub większy strach przed innością. Boimy się tego, czego nie znamy. Swoje plemię to bezpieczeństwo, a obcy to zagrożenie.
Tylko czy serio chcemy stosować mechanizmy rodem sprzed – sam nie wiem – tysiąca lat?! One raczej już nie przystają do naszej rzeczywistości!
Mam nadzieję, że kolejne pokolenia wychowane w Polsce będą miały okazję podróżować więcej niż nasi rodzice czy dziadkowie; że będą mieli szansę podziwiać inne kultury, innych ludzi, będą poznawać świat „szerzej”. Może to pozwoli im zrozumieć, że wszyscy bez względu na kolor skóry, wyznanie, płeć, orientację seksualną, wzrost czy wagę są takimi samymi ludźmi jak my! Mają podobne zmartwienia, podobne radości, tak samo się zakochują, chcą się spotykać z przyjaciółmi, wynaleźć lek na raka, czy zostać mistrzem w skoku w dal.
Na marginesie: Nacjonalizm to głupota
Nie wydaje mi się, żebym miał jakiś wielki wkład w to, że urodziłem się akurat w Europie, a nie w Afryce. To nie moja zasługa, że miałem szansę zdobyć tu wykształcenie, poznać ludzi, dzięki którym zawodowo jestem tu, gdzie jestem i mieć zmartwienia pokroju „czy kupić nową grę na PS4?”. Tak samo nie jest moją zasługą, że nie przyszło mi żyć w biednych regionach Afryki czy Azji, dotkniętych olbrzymim bezrobociem, realnym totalitaryzmem i kompletnym brakiem perspektyw na lepsze życie. Nie jest również moją zasługą, że nie muszę myśleć, czy jutro będę miał co jeść i pić.
Więc jeśli chcesz dzielić ludzi na gorszych i lepszych dlatego, że ktoś ma inny kolor skóry, albo jest „spoza naszego plemienia”, to… albo jesteś skończonym kretynem, albo dwunastoletnim fanem Korwina (tfu!) i trzeba poczekać te 5-6 lat, aż wyrośniesz.. Zasadniczo jesteś w tym położeniu, kiedy to warto milczeć, żeby nikt się nie zorientował, żeś idiota. Tak, nacjonalizm jest oznaką głupoty.
Jesteśmy ludźmi!
Dlatego nie uważam, żebyśmy potrzebowali specjalnej ochrony dla wybranych grup społecznych. Nie powinniśmy się skupiać na tym, czy ktoś jest gejem, żydem, czy punkiem. Każdy powinien mieć (skutecznie) zapewniony pewien poziom elementarnego bezpieczeństwa i praw (to jedno z wielu zadań nowoczesnego państwa). Każdy bez wyjątku!
Każdy ma prawo być chroniony przed przemocą (nie tylko fizyczną). Każdy ma… Cholera jasna każdy ma prawa człowieka! Naprawdę coś się we mnie gotuje, gdy myślę sobie, że niby mamy te prawa człowieka, konstytucje, kodeksy, ustawy, rozporządzenia, a na koniec dnia okazuje się, że:
- prawo do manifestacji swoich przekonań jest zależne od tego, co chcesz manifestować;
- prawo do dziedziczenia przysługuje Ci w zależności od tego, z kim chcesz żyć;
- prawo do wolności myśli, sumienia i wyznania…
Niestety dopóki będziemy działać „punktowo”, i walczyć o prawa wybranych grup społecznych, dopóty będziemy w ciemnej (nomen onem) dupie! Albo zrozumiemy, że wszyscy jesteśmy ludźmi i faktycznie zaczniemy stosować to chrześcijańskie „bliźniego swego jak siebie samego”, albo…
Główna fotka: Christian Sterk on Unsplash
PS. Zdaję sobie sprawę, że łatwiej walczyć o wyrównanie praw poszczególnych grup, niż całej ludzkości. Pewnie dlatego właśnie robimy to małymi krokami zamiast „iść na całość”.